Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Brzęcząc na Górnym Gościńcu

Niedziela, 1 maja 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
1 47 833
Data
1 maja 2016
Niedz. 12:37 16:16
Rower
Ridley Fenix
1 10 155
Kalorie
1993kcal
Czas
3:32:41
41
250
0:51 0:41 0:00
Dystans
104.71km
34
182
22.28 21.93
Prędkość
29.54km/h
21
164
25.8 31.9 54.0
Kadencja
96rpm
132
Tętno
142bpm
157
Przewyższenia
787m
42
188
       293
Nachylenie
+ 3.5% - 3.6%
+ 13.1 - 10.2
Temperatura
16.0°C
11.0 21.0

Lubię święto pracy, bo jest to jedno ze świąt, które w ogóle mnie nie obchodzi, a więc mogę je spędzać tak, jak mi się podoba. Onegdaj w zamierzchłych czasach komuny też tak czyniłem, czym regularnie obniżałem sobie ocenę z zachowania, bo nie uczestnicząc w idiotycznych pochodach, byłem uznawany za element wywrotowy. Mój tato równie specyficznie święcił ten dzień i po prostu… pracował, twierdząc, że święto pracy najlepiej świętować pracując. Miałem więc dobre wzorce i dlatego dzisiaj uczciwie pracowałem nogami i mocno naciskałem na pedały. Było to ważne także z innego powodu. Pogoda za nic miała sobie fakt, że rozpoczął się maj i nadal raczyła Małopolskę klimatami bardziej pasującymi do końca marca, niźli początku maja. Solidna praca była więc jedyną szansą na rozgrzanie się.

Plan był prosty. Zamierzałem pojechać do Bochni, potem do Mikluszowic, a tamże zagłębić się w Puszczy Niepołomickiej i wrócić do domu. Do Bochni jechałem dość nietypową trasą, bo najpierw pojechałem do Wieliczki, aby przepalić nogę na okolicznych podjazdach, a potem skierowałem się po prostu na drogę 94. Dopiero tuż za Rabą skręciłem w lewo, świadomie wybierając przejazd Górnym Gościńcem, który uważam za jeden z bardziej malowniczych, Małopolskich szlaków. Tam przytrafiła mi się śmieszna przygoda. Otóż w pewnym momencie usłyszałem dziwne brzęczenie dochodzące gdzieś z roweru. Usiłowałem zorientować się, z czym jej zsynchronizowane. Z obrotem kół? A może korby? Nic z tych rzeczy. Trzaski zdawały się być zupełnie niezależne od czegokolwiek. Zatrzymałem się, bo nic mnie tak nie wkurza, jak niezidentyfikowane stukanie. Rower w bezruchu powinien być cichy, prawda? A mój nadal trzeszczał! I wtedy mnie olśniło. Spojrzałem na przedni hamulec i ujrzałem zaklinowany odwłok owada oso- lub pszczoło-podobnego (nigdy nie byłem dobry z biologii), wydającego ostatnie, przedśmiertne dźwięki.

Dalsza część trasy minęła bez żadnych entomologicznych niespodzianek. W Puszczy Niepołomickiej nie znalazłem tym razem ciszy i spokoju, bo nie ja jeden wpadłem na pomysł, aby tego dnia tam właśnie zawitać. Wjeżdżając do Niepołomic czułem już lekkie zmęczenie, ale przed sobą miałem już tylko dwadzieścia kilometrów spokojnej, niedzielnej, pierwszomajowej jazdy ku chwale czegoś tam…

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)