Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Do Bochni i z powrotem

Czwartek, 21 lipca 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
7 77 863
Data
21 lipca 2016
Czw. 16:16 20:04
Rower
Ridley Fenix
7 40 185
Kalorie
2225kcal
Czas
3:44:25
16
153
1:04 0:44 0:00
Dystans
110.22km
15
109
27.16 24.23
Prędkość
29.47km/h
24
171
25.3 32.5 56.2
Kadencja
90rpm
140
Tętno
137bpm
163
Moc
199W
22
143
160 187 673
TSS
264
15
78
Przewyższenia
854m
32
151
       325
Nachylenie
+ 3.1% - 3.5%
+ 8.7 - 13.0
Temperatura
24.7°C
20.0 28.0

Dwa dni temu umyłem rower, co wedle jednego z prawideł winno sprawić, iż dzisiaj powinien padać deszcz. Nic z tych rzeczy. Było słonecznie, bardzo ciepło, a wiatr był zbyt słaby, aby pozostawić rysę na idyllicznym wizerunku lipcowego popołudnia. Wyjechałem nieco później niż zwykle, bo moją uwagę od przygotowań odwracała transmisja górskiej czasówki na Tour de France. Intensywnie zastanawiałem się także, dokąd mam pojechać, ale w końcu dałem za wygraną i pomyślałem, że po prostu pojadę bez nakreślonego planu, bo już nieraz przekonałem się, że spontaniczne podejście potrafi pozytywnie zaskoczyć.

Po ostatniej deszczowej i dość krótkiej przejażdżce byłem głodny jazdy, więc nie zamierzałem wracać do domu zanim nie przekroczę magicznej bariery stu kilometrów. Człowiek od wieków tworzy symbolikę, nadając specjalne znaczenie słowom, liczbom czy przedmiotom i w tym kontekście wartość 100 jest z pewnością ciekawsza i lepsza niż np. 87. Trzeba się więc cieszyć, że w świecie „normalnych” ludzi obowiązuje system dziesiętny, bo gdyby obowiązywał np. szesnastkowy, to za liczbą 100 kryła by się konieczność przejechania 256 kilometrów, co w powszedni dzień po pracy byłoby niezłym wyzwaniem.

Powyższy plan zrealizowałem dość chytrze, jadąc do Bochni w skomplikowany sposób, polegający na przemierzaniu różnych dróg, które niekoniecznie biegły na wschód. Raz się więc zbliżałem, raz od Bochni oddalałem, a gdy już zawitałem w okolice bocheńskiego rynku, licznik wskazywał całkiem pokaźną wartość, upoważniającą mnie do wybrania prostej, prawie niekombinowanej drogi powrotnej. Prawie, bo zamierzałem przejechać Górnym Gościńcem. Tam udało mi się nawet pobić własny rekord na jednym z segmentów, co znacznie poprawiło mój nastrój. Będąc już u bram Krakowa, skierowałem się do Wieliczki, aby do domu wrócić bardziej wymagającym szlakiem przez ulice Krzemieniecką i Kuryłowicza.

Niebo zaczęło zmieniać swoją barwę, przechodząc z błękitu w czerwień, gdy zatrzymywałem swój rower pod domem, dziękując Bogu za kolejny dzień i piękne chwile rowerowej samotności.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)