Jakiegoś specjalnego planu na dzisiaj nie miałem, ale pomyślałem sobie, że skoro dzień jest w miarę pogodny, to może nie warto iść na totalną łatwiznę, ale pohasać trochę po nieodległych wzgórzach. Przypomniałem sobie, że onegdaj jeździłem do wioski Gaj, a potem kontynuowałem pośród wzgórz położonych po drugiej stronie zakopianki. Dlaczego nie miałbym powtórzyć tego dzisiaj – pomyślałem i zabrałem się za realizację planu. Jednak gdy byłem już na trasie, postanowiłem nieco ją zmodyfikować i zamiast w pewnym momencie skręcić na północ, nadal parłem na zachód i w końcu dotarłem do zakopianki. Byłem pewien, że jadąc wzdłuż niej na południe po bocznej drodze, znajdę w końcu jakąś odnogę, która zaprowadzi mnie gdzieś dalej. Nie przejąłem się widokiem znaku „ślepa droga”, będąc pewien, że choć może asfalt się skończy, to zostanie jakiś chodnik albo ścieżka. To był pierwszy dzisiejszy błąd. Zawróciłem. Dojechałem do przejście dla pieszych i przeprowadziłem rower na drugą stronę. Tam wjechałem na kolejną równoległą, boczną drogę i ruszyłem przed siebie. To był drugi błąd, bo droga zaprowadziła mnie na prywatną posesję i kolejny raz musiałem zawrócić.

Krajobrazy widziane z okolic Bukowa.Wyjścia za bardzo nie miałem i kolejne kilometry pokonałem jadąc zakopianką. Średnie to doznanie i marzyłem, aby czym prędzej uciec gdzieś w bok. No i uciekłem na pierwszym skrzyżowaniu, skręcając w prawo i jadąc na zachód. Znów nie przejąłem się znakiem „ślepa droga”, bo na mapie widziałem, że jakkolwiek asfaltowa nawierzchnia się prawdopodobnie skończy, to dalej będzie jakaś szutrowa droga, a ja przecież szutrów się nie boję. Radośnie zjeżdżałem więc ze wzgórza i nie zdziwiłem się, gdy faktycznie asfalt zamienił się w drogę gruntową. Zwolniłem i w miarę ostrożnie zjeżdżałem. I zjeżdżałbym tak nadal, gdyby przede mną nie wyrosła brama wjazdowa do czyjegoś ogrodu. Błąd numer trzy. Kolejny raz zawróciłem. Wcześniej zjeżdżałem, a teraz musiałem wspinać się z powrotem, w dodatku częściowo po drodze gruntowej.
Gdy kolejny raz pojawiłem się przy zakopiance, pomyślałem, że może czas skończyć eksperymenty i po prostu pojechać na wschód, a potem skierować się do Świątnik Górnych. Tal zrobiłem i początkowo wszystko szło zgodnie z planem, ale… po kilku kilometrach okazało się, że droga, którą jadę jest remontowana i znajduje się na niej długi odcinek, na którym ruch odbywa się wahadłowo. Pokonałem jednak te wszystkie trudności, ale umknął mi jeden drobny szczegół – to była droga do Lusiny, czyli koniec końców znalazłem się dokładnie w tym samym miejscu, w którym znajdowałem się kilkadziesiąt minut wcześniej. Błąd numer cztery, ostatni dzisiaj.
Potem było już rutynowo, chociaż bardzo ciekawie i wymagająco. Najpierw Świątniki Górne, ale przez Boczków, żeby było trudniej. Potem Mogilany, Buków i Radziszów. Jechało mi się świetnie, więc skierowałem się na południe w stronę Krzywaczki. Następnie znów Radziszów, Rzozów, Skawina, Tyniec i powrót do Krakowa.
Skomentuj...