Wody! Wody! Więcej wody! Tak podsumowałbym dzisiejszą eskapadę. Sam nie wiem, jak udało mi się w tych warunkach przejechać 80 kilometrów. Być może to częściowa zasługa białej koszulki, która odbijała promienie słoneczne. Ciekawe, jak wyglądałaby jazda w czarnej?

I znów Puszcza.Amatora od profesjonalisty różni wiele – to oczywista oczywistość. Ale poza mocą, wytrzymałością, liczbą godzin spędzonych na treningach, ogólną sprawnością, talentem, itd., jest jeszcze jeden czynnik. Jest nim samochód serwisowy, podążający za kolarzami. I nie mam tutaj na myśli sytuacji awaryjnej, gdy liczy się każda sekunda i błyskawicznie trzeba wymienić koło albo dokonać jakiejś szybkiej regulacji. Z tym amator sobie poradzi – przecież nie goni go czas, spokojnie sobie wymieni przebitą dętkę, naprędce coś wyreguluje, a w ostateczności wykona telefon do przyjaciela, lub do żony, lub uda się na dłuższy spacer. Mam na myśli niewyczerpane źródło bidonów z życiodajnym płynem oraz woreczki z lodem. Z brakiem wody można sobie poradzić, odwiedzając mijane stacje benzynowe lub wiejskie sklepiki. Ale skąd wziąć lód? Samochód serwisowy z lodówką, podążający moim śladem – tak, to byłoby rozwiązanie.
Oczywiście żartuję sobie, ale tak nie do końca. Wcześniej czy później samochody autonomiczne staną się czymś normalnym – to tylko kwestia czasu. Wyobrażam sobie, że taki samochód mógłby jechać wzdłuż mojej trasy i zatrzymywać się np. co 25 kilometrów, czekając, aż przyjadę. Potem znów jechałby kolejne 25 kilometrów, itd. A w sytuacji awaryjnej po prostu „wezwałbym” go do siebie. Brzmi futurystycznie? Telefony komórkowe też kiedyś takie się wydawały. Że nie wspomnę o AI…
Ech… Może te moje fantazje są skutkiem przegrzania, bo dzisiaj temperatura sięgała miejscami 38°C, więc mogła mieć wpływ na działanie neuronów.
Skomentuj...