Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Po śniegu

Czwartek, 23 stycznia 2014 • Komentarze: 0

Aktywność
7 7 531
Data
23 stycznia 2014
Czw. 17:02 18:57
Rower
Giant Boulder
7 7 180
Kalorie
814kcal
Czas
1:47:15
113
1186
0:15 0:14 1:55
Dystans
39.42km
121
1301
5.01 5.41
Prędkość
22.05km/h
123
1304
19.4 22.7 38.1
Kadencja
71rpm
100
Tętno
140bpm
157
Przewyższenia
184m
107
1234
       240
Nachylenie
+ 3.7% - 3.4%
+ 5.0 - 5.0
Temperatura
- 6.0°C
- 6.0 - 5.0

Kraków to nie południe Italii, więc zima w końcu zawitała i tutaj. Już od paru dni zamierzałem wybrać się na pierwszą w pełni zimową przejażdżkę, ale jakoś się nie składało. Sporo pracy w… pracy, no i budowa pierwszej szosówki w życiu dosyć skutecznie zatrzymywały mnie w domu. Do dzisiaj.

Piski, wrzaski i inne, równie hałaśliwe formy wyrażania radości powitały mnie, gdy wyszedłem z rowerem przed dom. Bynajmniej nie z mojego powodu – wszakże większość ludzi widząc rowerzystę w zimie, raczej zastanawia się nad stanem jego umysłu – ale z prostej przyczyny, iż nieopodal znajduje się górka, z której dzieciaki zjeżdżają na sankach. Odpaliłem całą elektronikę i włączywszy oświetlenie, ruszyłem przed siebie.

Przez pierwsze kilometry nie czułem się pewnie. To normalne podczas pierwszej przejażdżki po śniegu. Szybko jednak przyzwyczaiłem się do nowych warunków. Śnieg nie był zmrożony, więc nie traciłem kontroli nawet wówczas, gdy przejeżdżałem przez jego grubszą warstwę. Trasa nie była i nie miała być specjalnie ekscytująca. Pojechałem na Rybitwy, gdzie wskoczyłem na ścieżkę rowerową. Ścieżka była odśnieżona tylko na niektórych fragmentach, bo zasada usuwania śniegu w Polsce jest porażająco logiczna. Najpierw ulice, aby kierowcy nie zrzędzili, że zima znowu zaskoczyła drogowców. Potem chodniki, bo dzięki NFZ najbliższy wolny termin założenia gipsu na złamaną kończynę przypada w 2020 roku. A dopiero na samym końcu, jak „cóś” czasu zostanie, to być może, przy okazji, ewentualnie, hipotetycznie, ktoś przejedzie płużkiem, czyli małym pługiem przez rowerową ścieżkę. Ale ja to rozumiem. Naprawdę. Po pierwsze, jeśli ktoś wychodzi w mroźną i śnieżną pogodę na rower, to musi być takim „hardcorem”, że mogąc brnąć przez śnieg i lód popadnie w ekstazę. Po drugie, spotkałem dzisiaj „aż” pięciu rowerzystów. Odśnieżać ścieżki dla pięciu fanatyków? Toż to ekonomicznie nieuzasadnione! I niech nikt nie mówi, że nie mam racji. Jeśli ekonomicznie nieuzasadnione jest zniesienie limitów na leczenie ludzi cierpiących na nowotwór, to tym bardziej nieekonomiczne jest odśnieżanie ścieżek rowerowych dla garstki zapaleńców. A skoro już jestem przy drażliwym temacie, to pomyślałem sobie, że można byłoby wprowadzić limity na reanimację:

    - Halo, czy to pogotowie? Moja mama straciła przytomność i nie oddycha. Proszę przyjechać…
    - Bardzo nam przykro, ale wyczerpaliśmy już limity na reanimację. Sorry, taki mamy NFZ…

Wiem, wiem, to blog rowerowy, ale nie mogę się powstrzymać przed tępieniem absurdów. Już nieraz pisałem, że „bareizmy” wiecznie żywe!

Na czym skończyłem? Aha, na ścieżce rowerowej na Rybitwach… Tak więc pojechałem dalej w stronę Zabłocia. Przejechałem przez Most Kotlarski i jadąc wzdłuż Wisły – po śniegu oczywiście – dojechałem na Salwator. Tam przejechałem przez Most Zwierzyniecki i jadąc wzdłuż drugiego brzegu, wróciłem na Zabłocie. Potem dojechałem do ulicy Wielickiej, skręciłem w Bieżanowską, przejechałem przez Bieżanów i wróciłem do domu.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)