Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Nadwiślańskie przedpołudnie

Sobota, 1 lutego 2014 • Komentarze: 0

Aktywność
1 9 533
Data
1 lutego 2014
Sob. 8:58 10:53
Rower
Giant Boulder
1 9 182
Kalorie
909kcal
Czas
1:44:48
115
1125
0:12 0:11 0:00
Dystans
41.79km
119
1146
4.61 4.69
Prędkość
23.92km/h
112
1034
22.5 24.3 39.8
Kadencja
75rpm
108
Tętno
151bpm
170
Przewyższenia
168m
114
1200
       241
Nachylenie
+ 3.6% - 3.5%
+ 4.0 - 5.0
Temperatura
- 2.5°C
- 4.0 - 1.0

Spodziewając się tłumu gości, którzy mieli przyjechać na zaległe urodziny Moniki, wstałem już przed ósmą rano. Bynajmniej nie dlatego, aby o świcie budzić sąsiadów odkurzaczem lub pląsać po mieszkaniu z mopem, ale po to, aby należycie przygotować organizm do świętowania. A najlepszym przygotowaniem jest oczywiście przejażdżka rowerowa, która – jak wszem i wobec wiadomo – odświeża ciało i duszę. Wiedząc, że dzisiaj ma nadejść ocieplenie, z nadzieją spojrzałem na termometr i… cztery stopnie poniżej zera zdawały się sugerować, że raczej się nie przegrzeję. Ubrałem więc kominiarkę tak, aby zasłaniała także nos i wyruszyłem przed siebie w biały krajobraz stolicy Małopolski.

Kolejny raz trasa nie była specjalnie ambitna. Znowu pojawiłem się przy Wiśle, aby organoleptycznie przekonać się, że choć deptak i ścieżka rowerowa pokryte są śniegiem, to jest on ubity i spokojnie da się jechać bez większego ryzyka upadku. Ale – uwaga – tylko po tej stronie rzeki, po której leży Wawel. Strona druga – o czym miałem przekonać się niebawem – jest taka, jak ją Pan Bóg stworzył, a raczej przysypał śniegiem. Tam jazda była o wiele cięższa i budowaną w trudzie i znoju dość dobrą prędkość średnią, trafił szlag.

Pomimo wszelkich niedogodności jechało się fajnie. Zdaje się, że mocny ostatnimi czasy wiatr kolejny raz przegnał smoka – sorki – smog znad miasta. Powietrze zdawało się zawierać więcej tlenu niż zwykle. Gdy więc wróciłem do domu, byłem mocno odprężony i pozytywnie nastawiony do świata całego, co dobrze rokowało w kontekście nadchodzącego biesiadowania.

A ocieplenie w końcu nadeszło. Zaraz po tym, jak wróciłem do domu…

Biały szlak przede mną…
Biały szlak przede mną…
…i za mną
…i za mną

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)