Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Wczoraj

Sobota, 9 stycznia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
4 4 790
Data
9 stycznia 2016
Sob. 10:31 12:59
Rower
Ridley X-Bow
4 4 36
Kalorie
1136kcal
Czas
2:22:14
89
716
0:28 0:25 0:00
Dystans
60.04km
100
768
10.37 11.95
Prędkość
25.33km/h
122
878
21.8 27.8 52.4
Kadencja
90rpm
118
Tętno
139bpm
160
Przewyższenia
398m
102
616
       294
Nachylenie
+ 3.8% - 3.2%
+ 9.0 - 10.0
Temperatura
2.7°C
1.0 4.0

Dosyć często opisuję moje przejażdżki dopiero następnego dnia. Tak jest i tym razem. Siedzę właśnie wygodnie w domu, zerkając od czasu do czasu za okno i myślę, że dobrym pomysłem była wczorajsza wycieczka. Było ciepło i słonecznie, a dzisiaj pada deszcz. Niby to nic strasznego, bo żadna pogodna nie potrafi zatrzymać mnie w domu, ale jeśli dodam, że w kontakcie ze zmrożonym asfaltem deszcz zamienia się w lód, wszystko staje się zrozumiałe. W takich warunkach trudno utrzymać równowagę, a opon z kolcami nie mam i prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy zmieniłyby cokolwiek. Właśnie widzę ludzi, którzy mają olbrzymie problemy z zachowaniem pionowej postawy, a nie sądzę, aby wracali z suto zakrapianej imprezy. Zdaje się, że mają nadzieję dojść do kościoła, co z jednej strony wydaje się łatwe, bo świątynia położona jest niżej, więc grawitacja im pomaga, ale z drugiej strony należy zauważyć, że w pewnym momencie trzeba skręcić pod kątem prostym – a tam prawa fizyki mogą okazać się brutalne.

Wczoraj tak nie było. Jak już wspomniałem, świeciło słońce, temperatura też była przyzwoita. Skorzystałem z tych dobrodziejstw natury i jeździłem nieco dłużej niż zazwyczaj czynię to zimą. Szkoda tylko, że nie zdecydowałem się na wyjazd poza Kraków, zamiast tego kolejny raz mijając miejskie krajobrazy. Z małym wyjątkiem. Dojechawszy wzdłuż Wisły do ulicy Mirowskiej, skręciłem w stronę Księcia Józefa, a tam pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie styczniowe „przepalenie” nogi na ulicy Orlej. Jak pomyślałem, tak uczyniłem. Tempo podjazdu nie było może zbyt ekscytujące, ale kominiarka przeszkadza jednak w dostarczaniu odpowiedniej ilości tlenu, który – jak wszem i wobec wiadomo – nie jest najwyższej jakości w małopolskiej stolicy. Potem zjechałem do ulicy Królowej Jadwigi, a jeszcze później pozwoliłem sobie przejechać wzdłuż Plant, niezmiennie podziwiając urok miasta, z którym związałem swoje dorosłe życie.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)