Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Rajbrot

Czwartek, 4 sierpnia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
2 83 869
Data
4 sierpnia 2016
Czw. 10:12 15:58
Rower
Ridley Fenix
2 46 191
Kalorie
2577kcal
Czas
4:54:58
5
29
1:51 1:09 0:00
Dystans
128.12km
5
28
38.95 36.80
Prędkość
26.06km/h
106
752
21.0 31.8 59.0
Kadencja
86rpm
148
Tętno
130bpm
152
Moc
182W
46
433
140 176 1076
TSS
288
6
41
Przewyższenia
1390m
4
24
       414
Nachylenie
+ 3.6% - 3.8%
+ 11.4 - 12.9
Temperatura
31.1°C
27.0 45.0

Nie przestraszyłem się prognozy pogody, która wieszczyła upały i zdecydowałem się na wyjazd w górzyste rejony mojej małej ojczyzny. Celem była wioska Rajbrot, położona w dolinie Uszwicy pomiędzy Żegociną a Lipnicą Murowaną. Mglisty wizerunek tego miejsca pozostał w okruchach mej pamięci, ponieważ często znajdowało się na szlaku rajdów harcerskich, w których namiętnie brałem udział w latach młodości. Czasem jednak tak się zdarza, że…

… już od początku nic nie idzie tak, jak iść powinno. Po pierwsze, zaspałem i na trasę wyruszyłem godzinę później niż planowałem, a więc upał doskwierał mi niemalże od samego początku. Po drugie, z nieznanych mi powodów GPS informował mnie, że mam do przejechania ponad sto kilometrów więcej, niż przejechać powinienem. To mnie bardziej irytowało niż przeszkadzało, bo trasę znałem. Po trzecie, dzień wcześniej wymieniałem łańcuch i pomimo tego, że wydłużenie nie przekroczyło nawet 0,4%, nowy łańcuch przeskakiwał na kilku tylnych zębatkach. To się zdarza i z reguły mija po przejechaniu kilkunastu – kilkudziesięciu kilometrów, ale niemiłosiernie wkurza. Po czwarte, okazało się, że za mostem na Rabie w Marszowicach kładziony jest nowy asfalt i miły pan poinformował mnie, że lepiej nie jechać po lepkiej nawierzchni. Musiałem więc zawrócić i nadłożyć kilkanaście dodatkowych kilometrów. Najgorsze jest to, że przy wjeździe do Marszowic stał gość, którego jedynym zadaniem było informowanie o remoncie, ale widząc rowerzystę, nie zrobił tego. No i wreszcie po piąte, gdy już byłem na właściwym kursie i ścieżce, gdy kończyłem pokonywać dość wymagający podjazd do Brzezowej, poczułem, że rower jest podejrzanie „miękki”. Spojrzałem na tylne koło – kapeć. Nie było wyjścia. Zatrzymałem się, aby naprawić lub wymienić dętkę. Bezskutecznie szukałem zacienionego miejsca i koniec końców pracowałem w pełnym słońcu. Nie znalazłem uszkodzenia, więc zamiast łatać, wymieniłem dętkę. Po dwudziestu minutach ruszyłem w dalszą drogę, wyczerpując limit pecha na dzisiaj.

Miałem przed sobą najpiękniejszą, ale jednocześnie najbardziej wymagającą część trasy. Czekała na mnie niepowtarzalność krajobrazów, unikalne piękno otaczającej mnie przyrody, magia zielonych wzgórz, szum potoków, śpiew ptaków, złoto pszenicznych pól. Ale jednocześnie musiałem zmagać się z gorącym słońcem, żar którego sprawiał, że często musiałem sięgać po bidony. Nieliczne zacienione miejsca nie dawały szans na złapanie oddechu. Z minuty na minutę, epicka wyprawa do krainy zapamiętanej z młodości, zamieniała się w walkę o przetrwanie. Nie było mowy o utrzymaniu dobrej prędkości średniej, a kluczem do przetrwania stało się właściwe rozłożenie sił. Podjazdy pokonywałem więc bardzo miękko, odpoczywałem na zjazdach i starałem się kryć w cieniu licznych lasów.

Rajbrotu nie poznałem. Minęło zbyt wiele czasu, a i czasy są inne. Uboga małopolska wioska zmieniła się nie do poznania. Kolejny raz pomyślałem sobie, czy ci skończeni idioci, obwiniający Unię Europejską o całe zło świata, kiedykolwiek odwiedzili takie miejsca i zobaczyli, jaka zaszła w nich zmiana? Szkoda, że nie miałem czasu, aby dokładniej zwiedzić wiejskie zaułki. Będę musiał wrócić w to miejsce – postanowiłem i ruszyłem w drogę powrotną. Była łatwiejsza niż ta, którą do tej pory pokonałem i nie towarzyszyły jej już żadne niemiłe przygody. I tylko słońce grzało wciąż mocniej i mocniej, sprawiając, że każdy kilometr stawał się wyzwaniem. Cierpliwie i wytrwale jechałem przed siebie i nawet GPS od dłuższego czasu pokazywał właściwy dystans, a tylne zębatki już dawno „dostroiły” się do nowego łańcucha. I tylko energii brakowało, aby w pełni cieszyć się jazdą.


XVI-to wieczny drewniany kościół w Rajbrocie.
XVI-to wieczny drewniany kościół w Rajbrocie.
Malownicze okolice Rajbrotu.
Malownicze okolice Rajbrotu.
Droga za Rajbrotem.
Droga za Rajbrotem.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)