Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Niedoceniane drogi

Wtorek, 2 sierpnia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
1 82 868
Data
2 sierpnia 2016
Wt. 10:53 15:01
Rower
Ridley Fenix
1 45 190
Kalorie
2387kcal
Czas
4:01:09
11
101
0:57 0:43 0:00
Dystans
117.02km
8
60
23.01 23.42
Prędkość
29.11km/h
29
224
23.9 32.7 57.7
Kadencja
91rpm
145
Tętno
133bpm
160
Moc
195W
26
188
159 190 785
TSS
276
10
56
Przewyższenia
798m
41
180
       383
Nachylenie
+ 3.5% - 3.5%
+ 10.8 - 8.4
Temperatura
25.6°C
21.0 31.0

Zakończyły się moje rowerowe podboje części Dolnego Śląska. W niedzielny wieczór wróciłem do Krakowa, mocno kombinując, bo pomimo zakończenia Światowych Dni Młodzieży, zjazdy z autostrady znajdujące się najbliżej mojego domu wciąż były zamknięte. Poniedziałek poświęciłem na przywrócenie roweru do stanu idealnej czystości, aby dzisiaj móc w pełni cieszyć się jazdą.

Z radością pokonywałem kolejne kilometry, z wrażenia zapominając nawet, że robi się coraz goręcej, co w typowy sposób, czyli przez lekkie odcięcie, zemściło się na mnie pod koniec przejażdżki. Scenariusz wycieczki był klasyczny dla wyścigów, czyli najpierw dużo płaskiego, a na koniec, gdy sił już nieco ubywało, sporo pagórków. Scenografia miała swój początek w Krakowie, a potem były Węgrzce Wielkie, Grabie, Niepołomice, Puszcza Niepołomicka, Kłaj, Targowisko, Niegowić, Gdów, Stadniki, Dobczyce. Tam pożegnałem płaskie tereny, by na ostatnich dwudziestu kilku kilometrach zaliczyć Koźmice Małe, Gorzków, Świątniki Górne. W tym miejscu spotkałem młodego człowieka, którego najpierw dość łatwo wyprzedziłem, a który potem z łatwością doszedł mnie na zjazdach. Prawdę mówiąc, z zazdrością patrzyłem na jego technikę pokonywania zakrętów, na których ja zachowawczo zwalniałem, a on przejeżdżał przez nie idealnym, niezachwianym torem. Na kilku kolejnych podjazdach udało mi się nie tracić dystansu, ale w końcu przypomniałem sobie, że muszę zostawić sobie choć odrobinę energii na ostatni tego dnia podjazd, czyli ulicę Sawiczewskich. Sympatyczny człowiek pomknął więc w swoją stronę, a mnie delikatnie odcięło zaraz po rozpoczęciu kilometrowej wspinaczki – skutki zbyt skromnego odżywiania się na trasie i niewłaściwego nawadniania.

Kilka dni spędzone w zupełnie innych krajobrazach i kilkaset kilometrów przejechanych po drogach, które w wielu przypadkach drogami są jedynie z nazwy, sprawiło, że dzisiejsza trasa, chociaż doskonale mi znana, była jak nie z tego świata. Gładki asfalt, którego nie „zdobiły” żadne dziury, starannie wymalowane linie, dobre oznakowanie – czyli wszystko to, co jest niedoceniane, dopóki człowiek nie znajdzie się tam, gdzie tego nie ma. No i ten cudowny widok gór na horyzoncie, chociaż to akurat nie jest zasługą lokalnych samorządów, lecz natury.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)