Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Kraków – Wysocice – Skała – Kraków

Sobota, 11 października 2014 • Komentarze: 0

Aktywność
5 96 620
Data
11 października 2014
Sob. 10:30 14:39
Rower
Ridley Fenix
4 63 63
Kalorie
1947kcal
Czas
3:55:17
12
116
1:09 0:44 0:00
Dystans
106.46km
11
149
24.60 25.75
Prędkość
27.15km/h
65
541
21.1 34.4 66.9
Kadencja
79rpm
116
Tętno
142bpm
192
Przewyższenia
854m
10
151
       436
Nachylenie
+ 3.5% - 3.3%
+ 9.0 - 9.0
Temperatura
22.2°C
18.0 28.0

Liczba ciepłych i słonecznych weekendów, które pozostały do końca roku, a nawet do przyszłej wiosny jest zapewne mocno ograniczona. Tym bardziej warto wykorzystać każdy czas sprzyjający nieco dłuższym, szosowym przejażdżkom. Na dzisiaj zaplanowałem sobie wypad w północne, podkrakowskie okolice. Stosunkowo rzadko tam bywam, bo z racji mojego miejsca zamieszkania położonego na południu miasta, muszę najpierw przejechać przez mocno zindustrializowane obszary Grodu Kraka.

Pierwszym etapem był więc dojazd i przejazd przez Nową Hutę. Na ulicy Obrońców Krzyża, tuż obok Arki Pana minąłem rzeszę cyklistów przygotowujących się do Tour de Cracovia, czyli rodzinnej imprezy promującej zdrowy, aktywny, rowerowy tryb życia. Gościem honorowym był idol małopolskich (i nie tylko) miłośników kolarstwa, czyli Rafał Majka. Rowerzystów było wielu, ale prawdę mówiąc spodziewałbym się większych tłumów. Być może później coś się zmieniło, ale mnie już tam nie było. Wyjechałem z Nowej Huty.

Przejechałem przez Batowice, Raciborowice, Kończyce, Książniczki. Za Młodziejowicami skręciłem w stronę Więcławic Starych i Więcławic Dworskich. Cały czas jechałem w górę, ale podjazd nie był specjalnie wymagający, a ja byłem wypoczęty. Zjechałem do Goszczy, a potem dojechałem do wsi Niedźwiedź, gdzie skręciłem na zachód. Przez kolejne kilka kilometrów jechałem po drodze zbudowanej z betonowych płyt. Obok drogi znajduje się Skład Materiałowy Wojska Polskiego i zapewne z tego powodu zbudowano ją z betonu. Nie mogę powiedzieć, żeby jechało mi się komfortowo. W końcu dotarłem do skrzyżowania z drogą krajową numer 7, co oznaczało koniec mych cierpień. Nadal jechałem na zachód, ale w Iwanowicach Dworskich skręciłem na północ. Minąłem Biskupice, Sieciechowice, Grzegorzowice Wielkie, Bocieniec. Droga znów delikatnie pięła się w górę. W Wysocicach skręciłem na południe, a podjazd stał się bardziej stromy. Przejechałem przez Gołyszyn i Podgaje, znów skręciłem na zachód, minąłem Barbarkę i dotarłem do Tarnawy. Znajdowałem się na terenie Dłubniańskiego Parku Krajobrazowego. Widoki istotnie były przednie, a ja nareszcie mogłem cieszyć się szybkim zjazdem przez urokliwy las. Kolejne kilometry były mocno pagórkowate. Podjazd, zjazd, podjazd, zjazd. W końcu dojechałem do Skały.

Do Krakowa miałem już tylko dwadzieścia kilka kilometrów. Zamierzałem przejechać je spokojnie i bez szaleństw, co było o tyle łatwym zadaniem, że Skała położona jest o ponad dwieście metrów wyżej od stolicy Małopolski. Takie były plany, ale… Na skalskim rynku spotkałem miłego gościa, oczywiście na rowerze. Na oko był ode mnie przynajmniej kilka lat starszy. Zapytał, dokąd i którędy jadę. Odparłem, że do Krakowa drogą numer 794. Powiedział, że w takim razie pojedzie ze mną. Spojrzałem na jego nogi i już wiedziałem, że nie będzie łatwo. Początkowo jechałem pierwszy. Odczuwałem trudy osiemdziesięciu kilometrów harców, ale starałem się jechać tak szybko, jak tylko mogłem. Mimo to miałem wrażenie, że dla mojego towarzysza podróży jest to ledwie rozgrzewkowe tempo. Przed jednym z podjazdów wyszedł na prowadzenie. Pomyślałem, że jadąc za nim będzie mi łatwiej, ale widząc oddalające się plecy, zrozumiałem, że to nie moja liga. Na zjazdach lub na płaskim z dużym trudem udawało mi się nie tracić dystansu, ale podjazdy były porażką. Za Zielonkami rozstaliśmy się. Szkoda, że nie mieliśmy okazji pogadać. Usłyszałbym być może kilka cennych uwag, a tak dowiedziałem się tylko, że jeżdżę na zbyt twardych przełożeniach.

Pozostałą część trasy przejechałem już w swoim tempie. Zanim wróciłem do domu, zaliczyłem jeszcze podjazdy na ulicy Parkowej, na ulicy Swoszowickiej i na ulicy Łużyckiej. Byłem zadowolony. Ponad sto dobrze przepracowanych kilometrów, morze endorfin i świadomość, że jeszcze wiele pracy przede mną.


Kościół Św. Mikołaja w
Wysocicach
Kościół Św. Mikołaja w Wysocicach
Niemy świadek
przeszłości
Niemy świadek przeszłości

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)