Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Nowy sezon i agrafka

Piątek, 1 stycznia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
1 1 787
Data
1 stycznia 2016
Pt. 11:11 13:22
Rower
Ridley X-Bow
1 1 33
Kalorie
952kcal
Czas
1:58:54
112
1025
0:18 0:14 0:00
Dystans
49.84km
121
1075
7.00 6.56
Prędkość
25.16km/h
124
918
22.4 27.8 37.2
Kadencja
87rpm
113
Tętno
139bpm
181
Przewyższenia
238m
125
1058
       248
Nachylenie
+ 3.4% - 3.6%
+ 4.0 - 4.0
Temperatura
- 2.5°C
- 4.0 - 1.0

O północy wznieśliśmy z Moniką skromny toast noworoczny, a potem grzecznie poszliśmy spać. Przynajmniej teoretycznie, bo okoliczna gawiedź wypełzła na pobliską górkę i poczęła odpalać ładunki wybuchowe. Raczej trudno było więc zasnąć, ale na szczęście całe pirotechniczne przedstawienie nie trwało zbyt długo. I było nawet wyjątkowo bezpieczne, bo nie słyszałem sygnałów karetek pogotowia jadących na poszukiwanie urwanych dłoni tudzież innych części ciała, które wzniosły się były ku niebiosom wraz z fajerwerkami. Bractwo miłośników trotylu wróciło więc do opuszczonych stołów biesiadnych w celu uzupełnienia poziomu spirytusu w wychłodzonych organizmach, a ja nareszcie zostałem objęty kojącym uściskiem Morfeusza.

Obudził mnie jasny, słoneczny poranek. A tak naprawdę mój sen został przerwany o 7:30 dzwonami z pobliskiego kościoła. Ja naprawdę nie wiem, jaki jest sens dzwonienia w czasach, gdy na jednego mieszkańca przypadają dwa telefony komórkowe, przynajmniej jeden komputer, jakieś dwa zegarki naręczne i jeszcze budzik? Rozmyślania nad tym ewenementem zajęły mi czas do kolejnych dzwonów, a potem wstałem i byłem już prawie gotowy do rozpoczęcia nowego sezonu rowerowego!

Dziwne uczucie towarzyszyło mi, gdy pokonywałem pierwsze kilometry w nowym roku. Wymarłe ulice, puste chodniki, cisza, spokój. Tylko śniegu i zomowców brakowało, abym pomyślał, że oto przeniosłem się w czasie do 1981 roku. A może jednak wprowadzono stan wojenny? Po uciszeniu Trybunału Konstytucyjnego, po rozwaleniu służby cywilnej, po umożliwieniu podsłuchiwania wszystkich zawsze i wszędzie, po skoku na media publiczne, wcale bym się nie dziwił. Jednak po kilku kilometrach spotkałem pierwszy samochód i nie był to ani radiowóz, ani wojskowy hummer. Zauważyłem też nielicznych cywili. Na skrzyżowaniach nie było koksowników – młodszym wyjaśniam, że nie chodzi o stałych bywalców siłowni, ale kosze z palącym się koksem, rozstawiane, aby umożliwić ogrzanie się. Wszystko wskazywało więc, że owa pustka spowodowana jest wyłącznie odsypianiem i/lub trzeźwieniem mieszkańców Krakowa po sylwestrowej nocy.

Jechałem więc przez spokojne i zimne miasto. Słońce nie dawało ciepła, ale jego blask i widok niewątpliwie dodawał optymizmu. Zniknęła gdzieś nostalgia, a głowa pogrążona była raczej w myślach wybiegających daleko w przyszłość, aniżeli powracających do obrazów przeszłości. Oprócz tego musiałem dbać o pluralistyczne wykorzystanie mięśni, aby utrzymywać właściwą ciepłotę ciała, co w tych warunkach było bardzo istotne. Znalazłem jednak chwilę czasu, aby zatrzymać się i zrobić kilka zdjęć Wawelu i okolic. Kto wie, jakie pogodowe niespodzianki czekają Małopolskę w najbliższych dniach?

Powrót do domu wydawał się czystą formalnością. Miałem co prawda problem z marznącymi dłońmi – koniecznie muszę kupić nowe rękawiczki – ale zginanie i rozprostowywanie rąk pomagało. Gdy do celu pozostało około ośmiu kilometrów, usłyszałem nagle dziwne stukanie dobiegające z okolic tylnego koła. Nie był to hamulec, nie była to piasta, ani łańcuch, ani kaseta, a więc co? Zatrzymałem się i zobaczyłem małą agrafkę wbitą w oponę. Czyż nie mam pecha? Szeroka, równa, gładka połać asfaltowej drogi, a na niej jedna, jedyna, malutka agrafeczka i akurat ja musiałem w nią wjechać. Wyciągnąłem ją z opony spodziewając się, że usłyszę charakterystyczny syk uciekającego powietrza, ale nic z tych rzeczy. Czyżbym nie przebił dętki? Super! Ruszyłem dalej. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, ale zerkając od czasu do czasu na oponę, miałem wrażenie, że robi się coraz szersza. Rower też był jakby bardziej miękki. Nie miałem już złudzeń. Przebiłem nie tylko oponę, ale i dętkę. Jedyną niewiadomą było, czy zdążę dojechać do domu, czy też czeka mnie wymiana dętki na mrozie, ewentualnie kilkukilometrowy spacer. Dwie ostatnie opcje nie kojarzyły się z mocą atrakcji, więc mocniej nacisnąłem na pedały, jednocześnie wstając z siodełka, aby odciążyć tył. W ten sposób udało mi się dotrzeć do domu. W ostatniej chwili, bo po kilkunastu minutach z tylnej opony pozostał już tylko tradycyjny „flak”.

I taki był mój początek nowego sezonu. Witaj 2016 roku!


Wawel w pogodnej atmosferze Nowego Roku.
Wawel w pogodnej atmosferze Nowego Roku.
Jest zimno. Wisła powoli zamarza.
Jest zimno. Wisła powoli zamarza.
Wasze zdrowie, rowerzystki, rowerzyści i wszyscy rowerowi maniacy!
Wasze zdrowie, rowerzystki, rowerzyści i wszyscy rowerowi maniacy!

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)