Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Lanckorona

Piątek, 15 lipca 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
5 75 861
Data
15 lipca 2016
Pt. 9:57 15:08
Rower
Ridley Fenix
5 38 183
Kalorie
2548kcal
Czas
4:40:32
6
40
2:00 1:13 0:00
Dystans
123.92km
6
37
42.23 39.93
Prędkość
26.50km/h
102
673
21.0 32.7 64.8
Kadencja
90rpm
127
Tętno
130bpm
150
Moc
185W
43
375
147 182 794
TSS
284
7
46
Przewyższenia
1639m
3
11
       495
Nachylenie
+ 3.9% - 4.1%
+ 14.4 - 15.3
Temperatura
17.9°C
16.0 21.0

„Lanckorona, Lanckorona,
rozłożona gdzie osłona
od spiekoty i od deszczu,
od tupotu szybkich spraw.”


Patrząc na mapę okolic Krakowa i szukając pomysłu na rowerową wyprawę, mój wzrok zatrzymał się na małej, urokliwej wsi, zatopionej w bujnej zieleni na zboczu Lanckorońskiej Góry. I nagle zapragnąłem pojechać właśnie tam, odwiedzić miejsce, w którym ostatni raz byłem sześć lat temu tuż po dramacie jej mieszkańców, gdy wzruszona długotrwałymi opadami ziemia zaczęła się zsuwać, niszcząc dorobek całego życia. Potem wielokrotnie przejeżdżałem nieopodal, ale nigdy nie wjechałem na wzgórze, by znaleźć się w miejscu wyrwanym z bieżącego kontekstu czasu, bijącego swoim własnym rytmem na uboczu wielkiego świata.

Nie zamierzałem oczywiście pojechać do Lanckorony najkrótszą z możliwych dróg, ale chciałem wpleść ją w dłuższą trasę. Pogoda mi nie sprzyjała. Było zimno jak na lipiec, mocno wiało z zachodu, a na niebie królowały chmury, które zdawały się nie mieć pokojowych zamiarów. Spoza nich od czasu do czasu wychylało się słońce, usuwając w cień lekko depresyjny wizerunek świata.

Najpierw pojechałem do Skawiny. Przez Tyniec. Cały czas pod wiatr, który dodatkowo potęgował uczucie chłodu. W Skawinie skręciłem na południowy zachód. Przede mną wyrosły pierwsze pagórki. Krótkie podjazdy, jeszcze krótsze zjazdy – powoli wspinałem się wyżej i wyżej, widząc przed sobą zalesione wzgórza, a ponad nimi niezmienną szarość chmur, rozpraszaną gdzieniegdzie bladym i nieśmiałym błękitem nieba. Tuż przed Kalwarią Zebrzydowską skręciłem na południe, przejechałem na drugą stronę drogi numer 52 i po kilku kilometrach dojechałem do skrzyżowania, które mijałem po wielokroć, a które dzisiaj stanowić miało bramę do spokojnego, ukrytego na wzgórzu świata. Podjazd na Lanckoroński rynek liczy sobie trzy kilometry w poziomie i ponad sto sześćdziesiąt metrów w pionie. Nie jest więc specjalnie wymagający, ale kiepska jakość asfaltu sprawia, że wydaje się trudniejszy niż jest w rzeczywistości. Czas mijał szybko, bo wraz z każdym metrem przewyższenia, moim oczom ukazywały się coraz szersze widnokręgi przepięknych rejonów małopolskiej ziemi. Jeśli komukolwiek czegoś zazdroszczę, to tych domków na tym wzgórzu, widoków z okna, każdego poranka i każdego zachodu słońca…

Lanckorona powitała mnie swoim pięknem, ciszą i magiczną podróżą w czasie do lat minionych. Trudno znaleźć tutaj krzykliwe obrazy współczesności, opakowane w kolorowe reklamy na fasadach wielkich sklepów. Życie toczy się innym rytmem. Nawet turyści poruszają się jakby dostojniej i wolniej, ostrożnie stąpając po bruku, tonując rozmowy, aby żadnym fałszywym krokiem i dźwiękiem nie zagłuszyć szelestu liści i zawodzenia wiatru błądzącego pośród dachów. Zatrzymałem się, bo trudno byłoby przejechać obojętnie obok tego piękna i opisać je wyłącznie słowami. Wyciągnąłem aparat fotograficzny i zacząłem dokumentować cel dzisiejszej wyprawy, ale żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać choćby małej cząstki tych wrażeń, które stały się moim udziałem. Minęło przynajmniej kilkanaście minut zanim znów wsiadłem na rower. Na zakończenie pozwoliłem sobie jeszcze na zaliczenie 16-to procentowego podjazdu w stronę ruin zamku, aż do chwili, w której skończyła się utwardzona droga. A potem nadszedł czas pożegnania, chociaż jestem pewien, że jeszcze tutaj powrócę.

Droga powrotna miała była dłuższa i zdecydowanie bardziej wymagająca. Rozpocząłem ją długim i szybkim zjazdem do Sułkowic. Tam zaczęły się pierwsze schody – dosłownie i w przenośni. Skierowałem się bowiem do Myślenic, które co prawda są położone niżej od Sułkowic, ale droga dowcipnie najpierw pnie się w górę, testując siłę mięśni i siłę woli, a następnie opada w dół, pozwalając ekscytować się prędkością i szumem wiatru. Myślenice powitały mnie miejskim zgiełkiem, ale udało mi sprawnie przejechać na drugą stronę zakopianki, gdzie świadomie i dobrowolnie wjechałem na drogę, którą dzień wcześniej przejeżdżali kolarze na III etapie Tour de Pologne. Minąłem wsie Trzemeśnia, Zasań i Lipnik, dodając kolejne dziesiątki metrów do historii dzisiejszych przewyższeń. Dojechałem do drogi 964 i skręciłem na północ. Wkrótce przejeżdżałem już przez Dobczyce i rozpoczynałem pokonywanie ostatnich wzgórz, które dzieliły mnie od Krakowa. Ciemne chmury kolejny raz przejęły władzę na niebie, wiatr znów mocno dawał się we znaki, a wskaźnik moich zasobów energii wkroczył na czerwone pole. Jednak rower sam nie pojedzie. Uparcie pokonywałem więc metr za metrem, z każdą chwilą przybliżając się do celu. Jeszcze tylko Gorzków, jeszcze tylko Świątniki Górne, jeszcze tylko Wrząsowice, a potem Kraków i ostatni podjazd ulicą Sawiczewskich – tak na deser.

Wróciłem do swojego czasu i do swojej rozbieganej rzeczywistości. Nie jestem pewien, czy to dobre miejsce dla mnie, czy nie chciałbym uciec na Lanckorońską Górę, do innego czasu, odmierzanego w przestrzeni innego świata…

„Stroma uliczka wiedzie do piekarni,
stygnie na półkach zwyciężona gleba,
młoda dziewczyna sypie dla ptaszarni
pachnące ziarno w kształcie grudek chleba.”



Lanckorona – W tle Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela
Lanckorona – W tle Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela
Lanckorona – Przed chwilą wjeżdżałem właśnie tą uliczką
Lanckorona – Przed chwilą wjeżdżałem właśnie tą uliczką
Lanckorona – Ciemne chmury na małopolskim niebie
Lanckorona – Ciemne chmury na małopolskim niebie
Lanckorona – Nastrój kolorami malowany
Lanckorona – Nastrój kolorami malowany
Lanckorona – Jeden z wielu drewnianych domów
Lanckorona – Jeden z wielu drewnianych domów
Lanckorona – Brama tajemniczego ogrodu?
Lanckorona – Brama tajemniczego ogrodu?
Lanckorona – Droga do ruin zamku
Lanckorona – Droga do ruin zamku

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)