Gdy tydzień temu opisywałem moją jazdę wzdłuż kanału Łączany - Skawina, wspominałem, jak są zorganizowane przejazdy w miejscach, gdzie kanał jest przecinany mostami. 
Rusocice.W wielu przypadkach zbudowano jednokierunkowe przejazdy pod mostem. Dlaczego jednokierunkowe? Dlatego, że z racji konstrukcji przyczółków mostu, przejazdy te są bardzo wąskie i z ograniczoną widocznością tego, co dzieje się po drugiej stronie. Rowerzyści podążający w przeciwnym kierunku muszą więc wyjechać na poziom mostu i przeciąć drogę. Przejazdy pod mostem są bardzo wyraźnie oznaczone. Z jednej strony znajduje się znak D-3 (droga jednokierunkowa), a po stronie przeciwnej mamy znak B-2 (zakaz wjazdu). To naprawdę ma sens, bo skutki ewentualnego spotkania dwóch rowerzystów jadących w przeciwnym kierunku mogą być wręcz tragiczne. No, ale żeby to zrozumieć, trzeba mieć choćby szczątkową wyobraźnię. Już jadąc tamtędy pierwszy raz, miałem poważne wątpliwości, czy faktycznie wszyscy stosują się do wspomnianej organizacji ruchu. Dzisiaj okazało się, że moje wątpliwości były jak najbardziej uzasadnione.
Plan miałem bardzo prosty: z Krakowa do Skawiny, ze Skawiny do Łączan wzdłuż kanału, z Łączan do Rusocic, z Rusocic do Czernichowa, z Czernichowa do Krakowa. Pogoda sprzyjała, o ile ktoś lubi jazdę pod pochmurnym niebem. Spadło nawet kilka kropel deszczu, chociaż spodziewałem się, że będę musiał się zmierzyć z poważniejszymi opadami. Nie miałem nic przeciwko, bo od jakiegoś czasu korci mnie sprawdzenie w praktyce, jak działają hamulce tarczowe na deszczu. Było jednak sucho, więc to doświadczenie muszę odłożyć na później.

Pierwszy z dwóch myślących inaczej...Jechałem wzdłuż kanału i właśnie dojeżdżałem do jednego ze wspomnianych jednokierunkowych przejazdów, gdy nagle zobaczyłem gościa jadącego pod prąd. Ciśnienie mi skoczyło, ręką wykonałem gest obrazujący moje poirytowanie, ale facet chyba w ogóle nie zrozumiał o co chodzi. Na tym się jednak nie skończyło. Coś mnie tchnęło i zwolniłem. Gdy wyłaniałem się po drugiej stronie przejazdu, nagle wyrósł przede mną kolejny człowiek z zaburzoną komunikacją pomiędzy neuronami. Osobnik ów poruszał się na elektryku i naprawdę niewiele brakowało, abym pozostała część trasy wiodła na SOR. Tym razem do gestu irytacji dołączyłem jeszcze kilka słów, ale nie takich „warczących”, typowo polskich, ale bardzo kulturalnych. Dodam, że miałem włączoną kamerę, więc jak coś, to mam dowód.
Dalsza część przejażdżki przebiegła już bez żadnych „przygód”. Niebo cały czas było zachmurzone, ale deszczu jak na lekarstwo – spadł dopiero w nocy, gdy już smacznie spałem.
Skomentuj...