Okazuje się, że chociaż jeżdżę po Krakowie i okolicach od lat szesnastu, to są takie miejsca, których jeszcze nie poznałem, albo potraktowałem je bardzo pobieżnie, niesłusznie zakładając, że nie ma tam nic ciekawego. Tak było m.in. z okolicami położonymi na południe od ulicy Igołomskiej. Wszak to teren Nowej Huty, więc nie spodziewałem się, że może być dobrym miejscem na rowerowe eskapady. Co prawda od czasu do czasu przejeżdżałem w pobliżu, zahaczając o ten fragment Krakowa, ale raczej nie zagłębiałem się w czeluści tych rejonów. Niedawno, zupełnie przypadkowo, odkryłem jednak ciekawe szlaki i dzisiaj postanowiłem iść za ciosem. Nie miałem dokładnego planu – to miał być spontan. Ostatecznie poniosło mnie w okolice Przylasku Rusieckiego. To kilka/kilkanaście zbiorników wodnych, z których część od pewnego czasu jest miejscem wypoczynku dla Krakowian. Otoczenie tego miejsca przypomina trochę słusznie minioną epokę komunizmu. Ulice mniej lub bardziej zaniedbane, bałagan, tu i ówdzie śmieci. Dość dziwny i specyficzny klimat, ale zarazem ciekawe i dość nietypowe miejsce. No bo gdzie indziej można przejechać się ulicą Młotków lub Dymarek? Niby nieromantyczna miejscówka, ale jednak ma swój urok…

Okolice Przylasku Rusieckiego.
Skomentuj...