Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Gardna Wielka – Koszmarna droga

Czwartek, 16 lipca 2015 • Komentarze: 0

Aktywność
6 68 716
Data
16 lipca 2015
Czw. 10:35 15:03
Rower
Ridley Fenix
6 32 107
Kalorie
1939kcal
Czas
4:20:27
8
60
0:41 0:34 0:00
Dystans
123.87km
5
39
17.34 17.97
Prędkość
28.53km/h
49
326
25.2 31.4 44.9
Kadencja
90rpm
110
Tętno
132bpm
152
Przewyższenia
545m
54
371
       40
Nachylenie
+ 3.1% - 3.0%
+ 6.0 - 7.0
Temperatura
25.0°C
22.0 29.0

Kontynuuję eksplorację północnych tras. Na dzisiaj zaplanowałem sobie wypad do wsi Gardna Wielka, leżącej przy jeziorze Gardno. Nie jest to miejsce o jakimś szczególnym znaczeniu. Ot po prostu wyznaczyłem sobie taką, a nie inną trasę, licząc, że skoro będę jechał przez okolice, w których nigdy nie byłem, z pewnością odkryję ciekawe miejsca.

Wyruszyłem standardowo, czyli przed południem. Najpierw musiałem dojechać z Łeby do Wicka. Droga jest w niezłym stanie, ale niestety ruch panował na niej spory. W dodatku wbrew mojej wcześniejszej opinii, nie każdy kierowca zachowywał bezpieczny odstęp. Byłem więc dosyć spięty i z nieukrywaną ulgą dotarłem do skrzyżowania z drogą 213, którą miałem pojechać w kierunku Słupska. Niestety moja radość była przedwczesna…

Droga 213 okazała się reliktem minionej epoki i mam nawet wrażenie, że nie tej z czasów Gierka, ale jeszcze z czasów towarzysza Wiesława. To drogowa wersja Krzyku, Koszmaru z ulicy Wiązów i Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną w jednym. To jedyny na świecie przykład asfaltowej drogi gruntowej. Choć wszechwiedzący, to pewnie nawet sam Bóg nie wie, z czego zrobiono jej nawierzchnię. Jakieś kamienie sklejone ze sobą czymś smoło-podobnym. A na tym wszystkim setki, tysiące łat wykonanych z różnych rodzajów mieszanki. Całość odpowiednio popękana z głębokimi wyrwami i wyłomami. Jechałem wolno, plomby wypadały z zębów, mózg obijał się o czaszkę, ręce drżały, wzrok płatał figle. Jeśli ktoś szuka konkurencji dla wyścigu Paris-Roubaix, to proszę bardzo, właśnie ją znalazł. A przecież plan przewidywał powrót tą samą drogą. Apokalipsa. Moje męki skończyły się w okolicach Żelkowa i z każdym kilometrem droga stawała się coraz lepsza. W końcu wjechałem na nową nawierzchnię, ale nie zdążyłem się nią nacieszyć, bo w Lubuczewie skręciłem na północ. Tam najpierw było całkiem nieźle, ale gdy dojechałem do Gąbina, znów zaczęła się kiepska droga. Wszystko wskazywało, że to niestety tutejszy standard. Kolejny raz zwolniłem i uparcie podążałem w kierunku punktu docelowego, czyli Gardny Wielkiej.

Gardna Wielka sprawia przygnebiające wrażenie miejsca zapomnianego przez Boga. Zaniedbane fasady domostw, zniszczone chodniki, wyblakłe drogowskazy. Pustka, cisza, beznadzieja. To subiektywne odczucia, ale właśnie takie miałem, gdy zatrzymałem rower przy kościele, zsiadłem z roweru i rozglądnąłem się dookoła. Smutne to, bo przecież tuż obok jest jezioro, które mogłoby przyciągnąć turystów i zmienić los wioski. Smutne to, bo przecież w regionie Polski, z którego pochodzę, małe miejscowości rozkwitają, czerpiąc pełnymi garściami z wszelakich funduszy przeznaczonych na rozwój obszarów wiejskich. Dlaczego tutaj jest inaczej? Dlaczego to miejsce pozostało przygnębiającym skansenem PRL’u? Nie znalazłszy prostej odpowiedzi zrobiłem kilka zdjęć i pojechałem dalej, pozostawiając za sobą uśpioną w marazmie miejscowość.

Za wsią Choćmirowo ponownie dotarłem do drogi 213 i skręciłem na wschód. W międzyczasie nie położono na niej nowej nawierzchni, więc kolejny raz cierpiałem katusze. I znów uparcie pokonywałem kilometr za kilometrem, omijając co większe dziury i starając się lawirować pomiędzy nierównymi łatami asfaltu. Nie dziwił mnie widok licznych krzyży, bo na takiej drodze nie trudno o wypadek, a rosnące tuż obok niej drzewa, często stają się ostatnim widokiem przed ciszą wieczności. Dojechałem do Wicka i miałem ochotę zsiąść z roweru i ucałować ziemię. Przede mną były ostatnie kilometry dzisiejszej przejażdżki na ruchliwej, ale przynajmniej gładkiej drodze do Łeby.

Kolejna przygoda dobiegła końca. Nie byłem do końca zadowolony, bo spodziewałem się bardziej komfortowej przejażdżki i widoku pięknych, wspaniałych miejsc. Zamiast tego trzęsło mną na wszystkie strony i nie zobaczyłem niczego ciekawego, nie licząc miejscowości, w której wskazówki zegara zatrzymały się wiele lat temu. I chyba tylko dlatego warto było przeżyć tę kolarską pokutę po okrutnym dróg koszmarze.


Gardna Wielka – Tutaj ogarnęło mnie przygnębienie.
Gardna Wielka – Tutaj ogarnęło mnie przygnębienie.
Czas się tutaj zatrzymał.
Czas się tutaj zatrzymał.
Kościół parafialny w Cecenowie.
Kościół parafialny w Cecenowie.
Energetyczne koszmarki w okolicy Wicka.
Energetyczne koszmarki w okolicy Wicka.
Barokowy kościół w Charbrowie.
Barokowy kościół w Charbrowie.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)