Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

W rytmie wieczoru

Czwartek, 14 stycznia 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
6 6 792
Data
14 stycznia 2016
Czw. 16:18 18:10
Rower
Ridley X-Bow
6 6 38
Kalorie
800kcal
Czas
1:44:12
125
1209
0:28 0:21 1:52
Dystans
43.28km
126
1194
9.71 10.32
Prędkość
24.93km/h
126
964
20.7 28.2 45.1
Kadencja
85rpm
110
Tętno
136bpm
164
Przewyższenia
357m
107
716
       336
Nachylenie
+ 3.7% - 3.4%
+ 9.0 - 7.0
Temperatura
0.1°C
- 1.0 1.0

Widzę już pierwsze „dobre zmiany”. Nie, nie mówię o polityce, lecz o dniu, który jest już wyraźnie dłuższy. Co prawda tylko o pół godziny, ale niewątpliwie jest to krok w dobrym kierunku. Wychodząc po południu na przejażdżkę, widziałem na niebie chmury, które miast ginąc w czerni, wyraźnie odcinały się od ciemno błękitnego, a z czasem granatowego koloru tła. Minęło trochę czasu nim zapadła całkowita ciemność, rozpraszana jedynie blaskiem ulicznych latarni i samochodowych świateł.

Jakkolwiek kolejny raz jeździłem po mieście, to tym razem wybrałem nieco inne jego rejony. Już na początku uciekłem na południe, aby zmusić mięśnie oddechowe do zdecydowanie szybszej pracy na okolicznych podjazdach. Pagórkowatość okolic, które położone są tak blisko mojego miejsca zamieszkania, rozprasza monotonię i zabija nudę, która mogłaby zakraść się do scenariusza przejażdżki w innym, mniej ciekawym miejscu. Musiałem wszakże uważać, ponieważ pagórkowaty profil oznacza tyle samo podjazdów co zjazdów, a na tych ostatnich kryły się pułapki w postaci śliskich fragmentów. Niewiele brakowało, abym na jednej z takich niespodzianek pożegnał gładki asfalt i zapoznał się z urokami jazdy w ciemności wśród drzew i krzewów. Udało mi się jednak zachować kontakt z rzeczywistością i dalej poruszałem się już zdecydowanie ostrożniej. Dotarłszy do Swoszowic, skierowałem się w stronę ulicy Kobierzyńskiej, a potem zjechałem ulicą Skotnicką do Tynieckiej i pojechałem w stronę miejsca, od którego ulica ta wzięła swoją nazwę. Nie zamierzałem jednak zawitać w Tyńcu, bo nader często tam bywałem, lecz skręciwszy w ulicę Kolną, dojechałem do Wisły i tradycyjnie, rutynowo, spokojnie i dość monotonie, jadąc Wiślaną Trasą Rowerową, wróciłem w okolice Wawelu.

Czas mnie trochę gonił, bo nie samym rowerem żyje człowiek, a przed wyjazdem okazało się, że w mojej lodówce hula wiatr, jednoznacznie dając do zrozumienia, że czas zaopatrzyć się w zapasy produktów węglowodanowych, białkowych i wszelakich innych. Krótko mówiąc, musieliśmy z Moniką wybrać się na zakupy wieczorową porą. Wybrałem więc (prawie) najkrótszą z dróg i jadąc pośród cieni kreowanych sztucznym światłem wieczoru, wróciłem do domu.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)