Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Co w głowie uradzi…

Niedziela, 29 maja 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
11 57 843
Data
29 maja 2016
Niedz. 9:53 12:17
Rower
Ridley Fenix
11 20 165
Kalorie
1382kcal
Czas
2:22:39
88
712
0:19 0:17 0:00
Dystans
75.03km
70
479
9.39 8.89
Prędkość
31.56km/h
2
8
28.4 30.6 54.1
Kadencja
91rpm
145
Tętno
140bpm
164
Moc
178W
49
503
155 178 752
TSS
95
56
450
Przewyższenia
284m
118
924
       252
Nachylenie
+ 3.0% - 3.2%
+ 5.9 - 8.0
Temperatura
28.7°C
26.0 32.0

Wszystkie „długoweekendowe” plany wzięły w łeb. W czwartek miałem zamiar pojechać z Krakowa do Strzelec Opolskich. Wszystko miałem dokładnie zaplanowane, trasę opracowaną z dokładnością do pojedynczego kilometra, pokaźny zestaw batonów energetycznych czekał na włożenie do kieszonek, akumulatory w aparacie fotograficznym, komórce i komputerku rowerowym były naładowane w 100%, nasmarowany łańcuch błyszczał czystością, a rower czekał jedynie, aby ściągnąć go ze ścienny i wczesnym świtem wyruszyć przed siebie. To miało być ponad 170 kilometrów wspaniałej przygody, która w większości miała prowadzić po drogach, których nigdy wcześniej nie odwiedzałem. Gdy już wszystko było gotowe, siadłem sobie wygodnie przed telewizorem, aby w środowe popołudnie obejrzeć transmisję z kolejnego etapu Giro d’Italia. Siadłem, ale już nie wstałem. Silny ból w dole pleców zatrzymał moje ciało w tragikomicznej pozie kłaniającego się ziemi drzewa, przegrywającego nierówną walkę z huraganem. Na nic zdała się rozgrzewająca kąpiel, na nic cudowne wytwory firm farmaceutycznych. Miałem jeszcze nadzieję, że noc coś zmieni i przywitam nowy dzień w euforycznym nastroju zwycięstwa nad słabością. Nadzieja jednak zawiodła.

Nie było dobrze. Wiedziałem, że nie ma szans, abym dał radę wsiąść na rower, nie mówiąc już o przejechaniu choćby kilku kilometrów. Nie wznosiłem jednak wzroku ku niebu z pretensją i niemym pytaniem, że przecież miało być tak wspaniale, więc dlaczego takie doświadczenie spłynęło na mnie właśnie dzisiaj? Bynajmniej. Pomyślałem sobie, że kto wie, czy przypadkiem nie miało mnie spotkać coś gorszego niż rwa kulszowa? Pogodzony z losem, pojechałem do Strzelec Opolskich samochodem, obiecując sobie, że zaraz po powrocie wskoczę na rower, choćby nie wiem co.

Moja szwagierka, genialna fizjoterapeutka, posiadaczka rąk, „które leczą” postawiła mnie na nogi. I chociaż wciąż czułem lekki ból, tak jak sobie obiecałem, w niedzielne przedpołudnie wybrałem się na przejażdżkę. Planu nie było. Zamierzałem po prostu nieco się rozruszać, nie wierząc zbyt mocno w to, że uda mi się zaliczyć więcej niż 30, może 40 kilometrów. Jakość małopolskich dróg sprawiła jednak, że wytrzymałem znacznie więcej i mógłbym pewnie nawet dobić do setki, ale nie chciałem zbyt mocno obciążać kręgosłupa, który wciąż nie jest w najlepszej formie.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)