Długo zastanawiałem się, dokąd mam dzisiaj pojechać. Jak już wielokrotnie wspominałem, w dzień powszedni staram się unikać tras, które wymagają przejazdu przez zakorkowany Kraków. Pozostaje południe, wschód lub kombinacja tych kierunków. Nawiasem mówiąc, nawet tam muszę się uporać z popołudniowym szczytem komunikacyjnym, ale to jestem w stanie zaakceptować. Nie mogąc dojść samemu ze sobą do konsensusu, pomyślałem, że może coś „urodzi się” po drodze i pojechałem na wschód w stronę Niepołomic. Zanim tam dotarłem, wpadł mi do głowy pomysł, aby odwiedzić północne rejony i zobaczyć, co zmieniło się przez lata na tamtejszych drogach. Przejechałem więc przez most na Wiśle i ulicą Brzeską pojechałem w stronę Igołomskiej.
I tutaj mała dygresja. W kierunku, w którym jechałem, droga była niemalże pusta, ale w przeciwną stronę, czyli od Igołomskiej do Niepołomic, pas był całkowicie zakorkowany. A to przecież kilka kilometrów. Nie wiem, co się stało przez te lata, gdy nie jeździłem na rowerze, ale czasy spokojnej, bezpiecznej, bezstresowej jazdy na rowerze odeszły już chyba do przeszłości. Zdaje się, że niedługo będę musiał pakować rower do samochodu i jechać przynajmniej kilkadziesiąt kilometrów od miasta, aby znaleźć się we względnie spokojnej okolicy. Problem w tym, że słowo „jechać” może łatwo zamienić się w „stać w korku”…
Wróćmy jednak do opisu dzisiejszej trasy. Przejechałem przez Czulice i Wronin i dojechałem do drogi wojewódzkiej 776. Tam skręciłem w stronę Kocmyrzowa. Droga 776 na tym odcinku nie należy do przyjaznych dla rowerzystów. Nie ma poboczy, na które można ewentualnie uciec przy spotkaniu z kierowcą mającym problem z oceną odległości przy wyprzedzaniu. Zmęczył mnie ten odcinek, tym bardziej, że jak niemal cała dzisiejsza trasa, obfitował w liczne hopki. Dopiero za Luborzycą, gdy droga stała się dwupasmowa, mogłem odetchnąć.
Zbliżając się do Nowej Huty pomyślałem, że skręcę w ulicę Morcinka i wrócę do domu tak, jak to robiłem wielokrotnie przed laty, czyli przez centrum miasta. Gdy dotarłem do al. Jana Pawła II, szybko pożałowałem mojej decyzji. Dojazd od Ronda Mogilskiego to była droga przez mękę i rowerowy Armagedon. Nawet nie chce mi się o tym pisać…
Skomentuj...