Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Bez planu, lecz treściwie

Czwartek, 19 maja 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
8 54 840
Data
19 maja 2016
Czw. 15:03 18:34
Rower
Ridley Fenix
8 17 162
Kalorie
1821kcal
Czas
3:24:25
53
324
1:10 0:47 0:00
Dystans
102.86km
40
213
30.12 27.58
Prędkość
30.19km/h
11
74
25.7 34.8 59.9
Kadencja
94rpm
119
Tętno
141bpm
166
Przewyższenia
1080m
11
69
       420
Nachylenie
+ 3.6% - 4.0%
+ 12.1 - 12.0
Temperatura
18.9°C
17.0 21.0

Po trzech dniach przerwy, głodny połykania kolejnych kilometrów, wyruszyłem popołudniową porą na rowerowy rekonesans. Wyjechałem nieco wcześniej niż zwykle, bo kolejny raz korzystałem z dobrodziejstwa, jakim jest praca zdalna. Trasy nie miałem zaplanowanej, bo po prostu nie miałem na to czasu, więc postawiłem na spontaniczność, mając przemyślany jedynie początkowy kierunek, a potem zamierzając na bieżąco podejmować decyzje, czy mam skręcić w prawo, czy w lewo, a może pojechać prosto?

Zacząłem od wielce tradycyjnej rozgrzewki w Kosocicach. Potem zjechałem do Wieliczki, by rozpocząć podjazd do Sierczy. Później skierowałem się w stronę Chorągwicy. Stało się jasne, że tego dnia raczej nie będę zwiedzał płaskich przestrzeni. Z Chorągwicy pojechałem do Raciborska, a potem, jadąc przez Dobranowice i Hucisko, dotarłem do drogi 967. Tam mogłem skręcić w lewo i dojechać do pobliskiego Gdowa, lub skręcić w prawo i pojechać w stronę bardziej odległych Dobczyc. Prawdę mówiąc, nie lubię tej drogi, bo nie jest wzorem bezpieczeństwa, więc skręciłem… w prawo. Do Dobczyc dojechałem bez gwałtownych skoków ciśnienia, bo wszyscy kierowcy zachowywali bezpieczny odstęp – rzecz bez precedensu w tych okolicach! Przejechałem na drugą stronę Raby, by wkrótce dość tradycyjnie przejechać przez Skrzynkę i Stadniki, docierając do Gdowa.

Noga dość dobrze podawała, więc zdecydowałem się na skręt w stronę Łapanowa, co wiązało się z pokonaniem fajnego podjazdu i późniejszym odebraniem nagrody za trud, w postaci długiego zjazdu. Za Łapanowem zaczął się łatwiejszy fragment trasy. Pojechałem do wsi Siedlec, za którą wjechałem na drogę 94. Tym razem nie zamierzałem dojechać nią do Krakowa, ale jedynie do Brzezia. Zdziwiłem się, bo panował na niej wyjątkowo duży ruch. Tajemnica wyjaśniła się, gdy skręciwszy na północ, przejechałem pod autostradą. A tam samochodów wszelakich ciągnęły się szeregi, prosto, długo, daleko, jako morza brzegi… Coś się musiało złego wydarzyć i cała wschodnia nitka autostrady była totalnie zablokowana. Dojechałem do Staniątek, a potem zatrzymałem się na chwilę na wiadukcie. Autostrada nadal tkwiła w bezruchu, niczym fotograficzny kadr. Ludzie spacerowali, siedzieli na barierkach, nerwowo palili papierosy, rozmawiali przez telefon, lub po prostu ukrywali się w samochodach i czekali. Gdy robiłem zdjęcie, niektórzy z nich spojrzeli na mnie, być może pewną zazdrością, bo oni stali, a ja w każdej chwili mogłem wsiąść na rower i pojechać dalej. I pojechałem, mając przed sobą ostatnie kilkanaście kilometrów…


Samochodów wszelakich ciągną się szeregi. Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi…
Samochodów wszelakich ciągną się szeregi. Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi…

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)