Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

To miał być wielki dzień

Niedziela, 22 maja 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
9 55 841
Data
22 maja 2016
Niedz. 12:17 15:52
Rower
Ridley Fenix
9 18 163
Kalorie
1965kcal
Czas
3:24:05
54
328
0:49 0:42 0:00
Dystans
101.93km
44
245
22.83 22.46
Prędkość
29.97km/h
13
104
27.6 31.9 57.1
Kadencja
88rpm
136
Tętno
142bpm
163
Moc
194W
29
207
154 186 711
TSS
328
3
12
Przewyższenia
689m
54
244
       308
Nachylenie
+ 3.0% - 3.1%
+ 7.8 - 9.6
Temperatura
28.2°C
26.0 30.0

To miał być „wielki dzień”, bo gdy duży chłopiec zamierza pobawić się nową „zabawką”, to dzień musi być wielki. Stało się niestety inaczej, a wszystko zawdzięczam mojemu siostrzeńcowi, który w sobotni wieczór aż nadto dbał o gości na imprezie urodzinowej swojej żony. Wróciłem do domu raczej późno, poznając drugie znacznie słów Galileusza: „a jednak się kręci”. A w niedzielny poranek obudziłem się z bólem głowy i totalną niechęcią do jakiejkolwiek formy wysiłku fizycznego, nie licząc siły potrzebnej na naciskania klawiszy pilota. Wewnętrzny głos – jak się potem okazało, rozsądku – podpowiadał mi, aby zostać w domu i ciesząc się błogim lenistwem, obejrzeć sobie na Eurosporcie transmisję z czasówki na Giro. No, ale przecież nowy „gadżet” czekać nie mógł! Zamiast więc porzucić rowerowe plany, przełożyłem je wpierw z poranka na przedpołudnie, a potem z przedpołudnia na południe i czując, że z każdą chwilą wracają kolory na moją monochromatyczną twarz, niemalże w samo południe wyruszyłem na trasę. Początek przejażdżki zwiódł mnie, oszukał, dał fałszywe przeświadczenie, że „moc” wróciła. Jechałem więc przed siebie, coraz bardziej oddalając się od domu, zapominając o prostej prawidłowości, że z miejsca, do którego dojadę, będę musiał wrócić – o własnych siłach oczywiście. Kryzys dopadł mnie około sześćdziesiątego kilometra, skąd do domu miałem ich jeszcze około czterdziestu. I nie było żadnej drogi na skróty. Cóż miałem zrobić? Przełączyłem się w „tryb awaryjny” i jechałem bardzo spokojnie. Słońce mocno przygrzewało, potęgując zmęczenie, a na dodatek wszystko zaczęło mnie boleć – głowa, żołądek, ramiona. I tylko mój tyłek czuł się w miarę dobrze, udowadniając, że Fizik Antares był dobrym wyborem. Wolno uciekały kolejne dziesiątki metrów, jeszcze wolniej setki, a kilometry zdawały się stać w miejscu. W takim momencie zaczyna jechać „głowa”, którą warto zdopingować pozytywnym myśleniem. Tak też uczyniłem i w końcu przekroczyłem wirtualną linię mety nieopodal domu.

Za komentarz niech posłuży to, co zobaczyłem na ekranie komputera rowerowego. Asystent odpoczynku w Garminie ma zwyczaj informowania mnie, jak długo powinienem wypoczywać. Po zaliczeniu trasy Kraków – Tarnów – Kraków, czyli po przejechaniu 174 kilometrów, zaproponował 22 godziny. Dzisiaj, po pokonaniu niecałych 102 kilometrów, przeczytałem, że powinienem odpoczywać – uwaga – 48 (słownie: czterdzieści osiem) godzin!

Zaraz, zaraz, a gdzie opis testu wspomnianej „zabawki”? A tak w ogóle, to co to za „zabawka”? O tym napiszę następnym razem, bo dzisiaj testowałem raczej swoją wytrzymałość.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)