Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Popołudniowa improwizacja

Czwartek, 7 lipca 2016 • Komentarze: 0

Aktywność
2 72 858
Data
7 lipca 2016
Czw. 15:51 19:31
Rower
Ridley Fenix
2 35 180
Kalorie
2256kcal
Czas
3:36:36
30
211
1:14 0:49 0:00
Dystans
105.05km
31
176
30.52 27.53
Prędkość
29.10km/h
30
230
24.4 33.4 67.9
Kadencja
90rpm
148
Tętno
136bpm
161
Moc
209W
7
57
167 187 847
TSS
283
8
48
Przewyższenia
1091m
10
65
       420
Nachylenie
+ 3.6% - 4.0%
+ 12.5 - 13.6
Temperatura
20.8°C
19.0 23.0

Do samego końca nie mogłem się zdecydować, dokąd mam dzisiaj pojechać. Musiał więc trochę poimprowizować, czyli po prostu ruszyć przed siebie, a potem… „niech się dzieje wola Nieba”. Plan kreślił się więc sam, tworząc powoli historię dzisiejszej przejażdżki, a ja starałem się jechać w taki sposób, aby nie pojawić się dwukrotnie na tym samym odcinku drogi, ani nie skrzyżować śladu z już przejechanym – ot, takie małe natręctwo pachnące duchem „Dnia świra”.

Na początku zaliczyłem kilka ulic z sąsiedztwa, przejazd którymi mógłbym nazwać rozgrzewką, a przy okazji dał mi trochę czasu, aby poszukać odpowiedzi na pytanie: co dalej? W głowie zaświtała myśl, aby przejechać przez Brzegi i zobaczyć, co się dzieje w miejscu, w którym odbędą się Światowe Dni Młodzieży. Okazało się, że praca wre na całego. Z ziemi wyrasta ołtarz, wojsko buduje mosty nad potokiem, a saperzy z wykrywaczami metalu hasają po polach i szukają min przeciwpiechotnych, ukrytych przez bojowników tzw. Państwa Islamskiego. Trochę w tym ironii, bo jakoś nie wyobrażam sobie terrorystów zakopujących pod osłoną nocy ładunki wybuchowe w miejscu, gdzie wszystko wszyscy widzą i o wszystkim wiedzą. Ale rozumiem, takie są wymogi współczesnego, okrutnego świata. Z Brzegów wyjeżdżałem drogą, na którą właśnie kładziono nowy asfalt – tak oto podkrakowska wieś wykonała olbrzymi skok cywilizacyjny.

Pojechałem do Węgrzców Wielkich, a tam wpadłem na pomysł, aby zawitać do Wieliczki, ale nie jakąś banalną drogą, ale zaliczywszy kilka pagórków, hojną ręką Stwórcy rozrzuconych po małopolskiej ziemi. W ten sposób dotarłem do Lednicy Górnej i już miałem skręcać w stronę Wieliczki, gdy spojrzawszy na maszt telewizyjny na Chorągwicy pomyślałem, że fajnie byłoby tam być. Moje nogi nie miały nic przeciwko, więc żwawo („żwawość” – subiektywny stosunek drogi do czasu) ruszyłem pod górę, aby sto metrów wyżej odebrać nagrodę za trud w postaci długiego i szybkiego zjazdu do Wieliczki. Nadal kombinowałem, co przejawiło się powrotem do Krakowa na ulicę Myślenicką, skąd pojechałem do Libertowa. Tam znów musiałem mocniej popracować, bo chcąc przejechać do Skawiny – a taki właśnie miałem zamiar – trzeba było najpierw zaliczyć Górę Libertowską.

Ostatnia część trasy była już spokojniejsza i w większości pokrywała się ze śladem poprzedniej przejażdżki. Podobnie jak dwa dni wcześniej zakończył ją triumwirat krótkich, acz dość wymagających podjazdów na ulicach Parkowej, Swoszowickiej i Trybuny Ludów/Łużyckiej. Dołożyły kolejną setkę do łącznego przewyższenia, które kolejny raz przekroczyło tysiąc metrów. Moja „popołudniowa improwizacja” okazała się więc dość wymagająca. Ale przecież to właśnie lubię.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)