Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Ostatnia niedziela wiosny

Niedziela, 18 czerwca 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
7 47 965
Data
18 czerwca 2017
Niedz. 14:36 18:19
Rower
Cube Agree
7 23 23
Kalorie
2103kcal
Czas
3:32:57
29
248
1:01 0:48 0:00
Dystans
103.14km
25
208
24.78 26.37
Prędkość
29.06km/h
24
243
24.0 32.8 72.0
Kadencja
89rpm
147
Tętno
136bpm
156
Moc
193W
28
219
155 195 793
TSS
245
21
122
Przewyższenia
893m
24
128
       477
Nachylenie
+ 3.6% - 3.4%
+ 11.4 - 14.0
Temperatura
22.8°C
21.0 26.0

Niedziela. Przedpołudnie jak zwykle spędziłem w KdM, czyli miejscu, w którym rok wcześniej zmieniło się moje życie. Wracając do domu miałem czas, aby zastanowić się, gdzie mam spędzić pozostałą część ostatniego dnia weekendu. Znowu nie miałem jasnej i skrystalizowanej koncepcji, więc skończyło się jak zwykle, czyli pomysłem, aby plan powstawał podczas jazdy.

Plan istotnie powstał podczas jazdy, a konkretnie po pierwszych kilkunastu kilometrach. Zdecydowałem się na jazdę drogą 94 w kierunku Olkusza. Pomysł nie był najszczęśliwszy, bo niedziela była zarazem ostatnim dniem długiego weekendu, a więc samochodów długie ciągnęły się szeregi, co sprawiało, że trudno było mówić o odprężającej jeździe. A jechałem cały czas w górę, więc płuca domagały się powietrza, a najlepiej świeżego powietrze, o czym raczej marzyć w tych warunkach nie mogłem. Mimo to dość sprawnie poruszałem się na północny zachód i dopiero w Jerzmanowicach powiedziałem: „dość” i skręciłem na południe. Nareszcie znalazłem się w innym świecie, gdzie tylko z rzadka mijały mnie samochody, a ja mogłem w pełni poddać się urokom jazdy i urokom otaczającej mnie przyrody. Przejechałem przez Szklary, Pisary, Nawojową Górę, Frywałd i dotarłem do Sanki. Tam skręciłem na wschód i wspierany wiatrem oraz grawitacją (jechałem z góry), szybko pojawiłem się w Kryspinowie. Niedługo potem byłem już w centrum Krakowa, a konkretnie obok Wawelu, co nie było dobrym pomysłem, bo zapomniałem, że osiemnastego każdego miesiąca „jaśniepan” z Warszawy nawiedza doczesne szczątki swojego brata, co jest wystarczającym powodem, aby przy siedzibie królów kraju nad Wisłą, na jedną kostkę brukową przypadało pięciu policjantów. Stróże porządku kulturalnie mnie przepuścili i miałem wątpliwą przyjemność przejechania wzdłuż linii demarkacyjnej, oddzielającej od siebie dwie manifestacje. Wzajemnie sprzeczne hasła docierały do moich uszu, z których zdecydowana większość pozbawiona była przesłania miłości bliźniego, pomimo faktu, iż uczestnicy jednej z manifestacji mieli więcej różańców i świętych obrazków aniżeli stragany na Jasnej Górze. Bóg wszakże kocha wszystkich tak samo i bez wyjątku, a zatem pobłogosławiwszy w myślach obie grupy rodaków, pomknąłem w stronę domu. Rozpoczynał się właśnie niedzielny wieczór w ostatnią wiosenną niedzielę. Za tydzień będzie już lato.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)