Moje aktywności Outdoor

Tutaj znajdziesz opisy moich aktywności rowerowych na świeżym powietrzu, albo raczej na tzw. „świeżym powietrzu”, bo większość moich tras rowerowych leży nieopodal miejsca, o którym doskonale mówią słowa piosenki: „I odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)”.

Ulica Szczawnicka

Czwartek, 28 września 2017 • Komentarze: 0

Aktywność
9 83 1001
Data
28 września 2017
Czw. 14:35 16:29
Rower
Cube Agree
9 59 59
Kalorie
1015kcal
Czas
1:50:10
80
1149
0:39 0:31 0:00
Dystans
50.02km
78
1069
15.34 15.94
Prędkość
27.24km/h
63
527
23.4 30.5 61.2
Kadencja
87rpm
132
Tętno
138bpm
157
Moc
195W
24
188
146 157 864
TSS
144
55
352
Przewyższenia
575m
45
334
       328
Nachylenie
+ 3.8% - 3.6%
+ 12.9 - 12.6
Temperatura
18.3°C
17.0 20.0

Jeśli komuś zdarzyło się przeczytać przynajmniej kilka opisów moich rowerowych przygód, zapewne zauważył, że dość często wspominam o Kosocicach. To wioska, której historia sięga czasów średniowiecza, i która w 1972 roku została włączona w granice administracyjne Królewskiego Miasta. Tak się składa, że mieszkam nieopodal i olbrzymią część moich rowerowych wypraw zaczynam właśnie od rozgrzewki na kosocickich wzgórzach. Podjazdy na ulicach Hallera, Niebieskiej, Żelazowskiego lub Gruszczyńskiego stanowiły kiedyś nieliche wyzwanie. Teraz są chlebem powszednim, co jednak wcale nie znaczy, że pokonuję je bez zadyszki tempem profesjonalisty. Ich powszedniość sprawiła, że stały się mniej pociągające i odarte z aury niezwykłości. I właśnie dlatego wpadłem dzisiaj na pomysł, że jakkolwiek rozpocznę kolejną wyprawę w Kosocicach, to jednak pojadę zupełnie inną drogą. Tym razem wybrałem nieznaną mi wcześniej ulicę Szczawnicką. Wąska, o nienajlepszej jakości asfaltu, ale za to posiadająca fragmenty o kilkunastoprocentowym nachyleniu, czyli to, co lubię. Przypomniałem więc sobie stare dobre czasy, gdy musiałem mierzyć się z nieznanymi drogami, mając nadzieję, że chociaż nie wiem, co kryje się za zakrętem, to na pewno nie będzie już tak stromo. Podjazd oczywiście pokonałem, ciesząc się, że nieopodal domu znalazłem kolejną ciekawą trasę. Kiedyś wszystkie je połączę, a wtedy okaże się, że ledwie na kilku ulicach mogę skompletować całkiem zacne przewyższenia. Dzisiejsza przejażdżka miała oczywiście ciąg dalszy, ale nie będę go szczegółowo opisywał, bo był brutalnie rutynowy: Wrząsowice, Libertów, Skawina, Tyniec, a potem powrót do domu przez Kobierzyn i Swoszowice.

Skomentuj...

Podpis: (opcjonalnie)

Jeśli chcesz, abym mógł się z Tobą skontaktować, wpisz w poniższym polu adres e-mail lub numer telefonu. Ta informacja będzie znana wyłącznie mnie i nigdzie nie będzie widoczna.
Kontakt: (opcjonalnie)