Tak się jakoś złożyło, że mój najdłuższy dystans w tym roku to 123 kilometry. Biorąc pod uwagę moją trzyletnią przerwę od roweru, to i tak całkiem nieźle, ale czułem pewien niedosyt. Przecież najlepsza część sezonu powoli się kończy, a ja nie dość, że wciąż przemierzam do bólu znane trasy, to na dodatek nie przejeżdżam więcej niż sto parę kilometrów.

Klimatyczny obrazek z trasy.W trakcie poszukiwań pomysłu na trasę usłyszałem charakterystyczny dźwięk wiadomości. Pisał do mnie mój przyjaciel Adam: „czy wiesz, że z Łączan można już dojechać do Zatora nową ścieżką rowerową”? Oczywiście, że nie wiedziałem i był to świetny pretekst do tego, aby właśnie udać się w tamtą stronę. No i przy okazji była szansa na zaliczenie zacnego dystansu.
Pierwsza część trasy była rutynowa, ale nie powiem, że nieciekawa, bo nadal nie znudziła mi się jazda wzdłuż Kanału Łączany – Skawina. Gdy dotarłem do Łączan, okazało się, o czym nawet Adam nie wiedział, że dosłownie dzień – dwa wcześniej położono asfalt na wałach od Mostu Krakowskiego. Ruszyłem więc tą drogą, ale po kilometrze natknąłem się na… koparkę, która przerzucała ziemię z jednej strony wału na drugą. No cóż, asfalt jest, ale oficjalnego otwarcia nie było, więc musiałem się wrócić. Wkrótce potem okazało się, że fragment, o którym wspominał mój przyjaciel, także jest częściowo nieczynny. Był otwarty w weekend, a dzisiaj trwały jeszcze prace wykończeniowe. Na szczęście to był jednak koniec niespodzianek i ominąwszy robotników, mogłem spokojnie jechać dalej po nowiutkiej nawierzchni. Łatwa to trasa. 
Ridley Falcn w Scandinavia Resort.Tylko dwa krótkie fragmenty nazwałbym terenowo – szutrowymi, ale nie stanowiły żadnej trudności dla roweru szosowego. No i cały czas płasko. Jeśli nie wieje, to naprawdę jedzie się spoko.
W Palczowicach zjechałem na boczne drogi. Trochę zawaliłem, bo mogłem jeszcze przez kilka kilometrów jechać drogą dla rowerów, ale nie byłem pewien, czy przypadkiem nie omija Zatoru. Teraz już wiem, że nie omija. Tak czy owak dotarłem jednak do Zatora, gdzie moim jedynym celem był niesamowity ośrodek prowadzony przez znajomych Scandinavia Resort. To miejsce przeznaczone głównie dla tych osób, które odwiedzają Park Rozrywki Energylandia. Można tam nie tylko przenocować, ale także wypocząć, zaliczyć sporo atrakcji, odprężyć się w basenie, uraczyć ofertą baru oraz naprawdę dobrze zjeść.
Po krótkiej wizycie w Scandinavia Resort wyruszyłem w drogę powrotną, zatrzymując się jeszcze na chwilę na zatorskim rynku. A potem skierowałem się znów w stronę nadwiślańskich wałów, aby wrócić do Krakowa niemal tą samą drogą, którą przyjechałem.
145 kilometrów. Ultra to nie jest, ale jak na mnie, to naprawdę dobry dystans. Patrząc w kalendarz, widzę, że w tym roku to już raczej go nie pobiję.
Skomentuj...